Kryminalna trylogia Miłoszewskiego
Jeśli
macie ochotę na wciągający kryminał z nieprzewidywalną fabułą, akcją trzymającą
w napięciu, nietuzinkowym bohaterem i wątkiem obyczajowym, to koniecznie
sięgnijcie po trylogię („Uwikłanie”, „Ziarno prawdy”, „Gniew”) naszego
rodzimego Zygmunta Miłoszewskiego. Będziecie gubić się w domysłach, tropy będą
się urywać w najmniej odpowiednim momencie, a kiedy pomyślicie, że już
rozwikłaliście zagadkę, wydarzy się coś nieoczekiwanego i mordercą okaże się
zupełnie ktoś inny.
Nareszcie znalazł się pisarz, który
uznał, że głównym bohaterem powieści kryminalnej może być ktoś inny niż
policjant czy detektyw. Ten pomysł okazał się bardzo udany. Miłoszewski
stworzył przystojnego prokuratora Teodora Szackiego, który czuje się rozczarowany
życiem, wiecznie narzeka, romansuje i rzuca żartami.
Każda z części trylogii toczy się wokół
konkretnego motywu. W „Uwikłaniu” jest to kontrowersyjna (a zarazem
interesująca) metoda psychoterapeutyczna – tzw. ustawienie Hellingera
(ciekawskich zapraszam to poczytania na ten temat w internecie). Pojawia się
także temat działalności funkcjonariuszy SB w PRL-u. Pierwsza część najbardziej
mi się podobała – właśnie ze względu na element psychologii.
„Ziarno prawdy” zmaga się z mitem mordu
rytualnego. Tutaj nad wyraz dużo się dzieje. Towarzyszą nam dynamiczna akcja,
wybuchy w podziemiach i niespodziewane wydarzenia. Do dzisiaj nie mam pojęcia,
w jaki sposób Teo powiązał wszystkie informacje i wpadł na trop sprawcy.
Zwieńczeniem serii jest „Gniew”, podejmujący
społecznie istotny problem przemocy w rodzinie. Znęcanie się psychiczne i
fizyczne, niereagowanie sąsiadów na krzyki zza ściany... Aż w końcu znajduje
się ktoś, kto pragnie rozprawić się z domowymi katami. W tej części poznajemy
mroczną stronę Teodora Szackiego. Dowiadujemy się także, że popularny środek do
udrażniania rur to naprawdę niebezpieczny produkt. Książka niezwykle wciąga i
trzyma w napięciu do ostatnich stron (nieczęsto zdarza mi się czytać do
trzeciej w nocy...). „Gniew” to nie tylko tytuł powieści, ale również uczucie,
które towarzyszyło mi po przeczytaniu ostatnich słów. O zakończeniu myślałam
jeszcze przez kilka dni (ach, ta szczoteczka do zębów...).
Trylogia Miłoszewskiego dorównuje
zagranicznym powieściom kryminalnym. Autor świetnie operuje językiem, dialogi
są pełne ironii i czarnego humoru. Bohaterowie zostali realnie wykreowani – są
zwyczajnymi, niewyidealizowanymi osobami.
Polecam
fanom gatunku i wszystkim, mającym ochotę na dużą dawkę emocjonujących wrażeń.
PS.
Zalecam czytanie od pierwszej części.
*autorem
cytatu jest Bert Hellinger
Olimpia Orządała
Absolwentka LO w Wojkowicach
Dzięki Olimpio:) Wiesz, że nie do końca mamy w kwestii Miłoszewskiego takie samo zdanie...:) Fakt, ze wciąga... ale wiele kwestii mnie nie przekonuje. Podobnie skonstruowane wątki w kolejnych powieściach, podobne rysunki bohaterów, niezrozumiałe - w kontekście ważnych poruszanych kwestii- komiczne nazwiska "mówiące". No i oczywiście zakończenie części trzeciej! Tak jakby to pożegnanie z Szackim jednak nie było ostateczne, mimo iż autor tak deklaruje. zgadzam się, ze pierwsza część jest najlepsza.
OdpowiedzUsuńJa -jak wiesz- nie czytałam powieści we właściwej kolejności, więc pewnie stąd to moje marudzenie:)
Natomiast niezależnie od kolejności oglądanych odcinków serial "Prokurator" oparty o książki Miłoszewskiego jest najnudniejszą produkcją, jaką zdarzyło mi się z własnej woli oglądać. Ciągle mam nadzieję, ze coś się zacznie dziać, a tu NIC i NIC!!! Tak przerażająco wolnego tempa akcji, dłużyzn, przegadanych scen w serialu kryminalnym być po prostu nie powinno!
Zakończenie sugeruje, że autor chciał sobie zostawić otwartą furtkę, na wypadek gdyby go natchnęło na rozwinięcie opowieści o Szackim. A jeśli chodzi o "Prokuratora", to rzeczywiście nudy jak flaki z olejem :)
Usuń